Jednym z minusów nieustannego przebywania przez całe życie w jednym miejscu zamieszkania jest to, że ze względu na pewne perypetie i zawirowania tworzymy sobie jednak dość dużo wrogów. I to częstokroć takich, wobec których nie przewidujemy jakiejkolwiek formy pojednania. W rzeczy samej nie byłoby w tym nic złego, be wrogów nie ma tylko ten, co nic nie robi i wrogowie są naturalną konsekwencją naszych wyborów życiowych. Jednak sprawa się komplikuje w przypadku, gdy posiadamy dzieci. Otóż dzieci w pewnym momencie zaczynają poznawać różnych znajomych, co również nie jest tragedią, bo przecież nawet jeśli trafi na członka rodziny naszego wroga, to przecież nie jesteśmy zmuszeni do spotykania się z jego rodzicami czy innymi krewnymi. Natomiast duży problem powstaje wtenczas, gdy nasze dziecko „zakocha się” w rodzinie naszego wroga. Co wtedy robić? Przecież na „absolutnie nie zgadzam się” względem własnej latorośli jest w tym momencie już za późno, a wizja stania się wspólną rodziną ze śmiertelnym wrogiem spędza nam sen z oczu i przyprawia o arytmię serca. Co zatem robić?
Jednak rozwiązanie jest całkiem proste. Biorąc pod uwagę rzekome słowa Hipokratesa, że „lepiej zapobiegać, niż leczyć”, trzeba wdrożyć w życie taki plan, żeby nasze dziecko miało jak najmniejszą szansę spotkania niechcianego człowieka, a przez to przysporzenia nam kłopotu. Należy zatem zawczasu przygotować listę osób, z którymi nigdy nie przewidujemy żadnej styczności i wyuczenia jej przez dziecko na pamięć. Nawet jeśli mielibyśmy naszemu potomstwu w tym wydatnie pomóc, gra jest na pewno warta świeczki, gdyż dzięki temu zaoszczędzamy sobie mnóstwa nerwów i problemów w przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz