piątek, 14 kwietnia 2017

Na marginesie obchodów 7. rocznicy katastrofy smoleńskiej

Niedawno obchodziliśmy 7. rocznicę katastrofy smoleńskiej. Ze względu na fakt, że jak na razie nie można stwierdzić, jaki był prawdziwy powód tego zdarzenia (błąd ludzki, awaria urządzeń, ładunek wybuchowy), trudno zabierać głos w tej sprawie, nie posiadając „twardych” dowodów, które w większości znajdują się w posiadaniu Rosjan. Jednak nie o tym chciałem tu pisać, ale o dwóch istotnych tematach, które są niejako wpisane w narrację dotyczącą tej katastrofy i przy każdej związanej z nią okazji wypływają na wierzch, często w bardzo – delikatnie rzecz ujmując – niecenzuralny sposób.

Pierwsza kwestia, który zauważyłem, to bagatelizowanie tej katastrofy. Ze zrozumiałych względów przodują w tej kwestii przeciwnicy polityczni śp. Lecha Kaczyńskiego. Jest do dla mnie zachowanie niezrozumiałe o tyle, że niezależnie od tego, który prezydent zginąłby w wypadku, jest to tak ważne wydarzenie z punktu widzenia politycznego i o ogromnej wadze dla kraju, iż kibicowałbym serdecznie każdemu, kto chciałby odkryć, co tak naprawdę się stało. Bez względu na to, czy byłby to Lech Wałęsa, czy Aleksander Kwaśniewski, czy Bronisław Komorowski, czy Lech Kaczyński. Jak by nie było, ginie jedna z najważniejszych osób w państwie i każda osoba czująca się obywatelem Rzeczypospolitej powinna chcieć dowiedzieć się prawdy o takim jakże tragicznym wydarzeniu. Mam wrażenie, że przeciwnikom śp. Lecha Kaczyńskiego walka polityczna zbyt mocno przysłoniła polską rację stanu i dążenie do prawdy. Tym bardziej, że nie trzeba być ekspertem, żeby zauważyć, że wiele wątków tej katastrofy nadaj pozostaje co najmniej niejasnych.

Druga kwestia, to relatywizowanie stosunku do Rosjan. Ogólnie rzecz biorąc, Rosjanie od jakiegoś czasu (a szczególnie od czasu konfliktu z Ukrainą) nie cieszą się u nas najlepszą prasą. Generalny przekaz jest taki, że „nie lubimy Ruskich” i przypisujemy im, niczym jakimś mitycznym stworom, czyny, o których nie śnili w najdzikszych marzeniach. Oczywiście wszystkich „złych Rusków” personifikuje prezydent Putin, będącu uosobieniem Lewiatana zarówno dla „prawej” jak i „lewej” strony sceny politycznej. (Kierunki umieściłem w cudzysłowach, gdyż umyślnie lub nieumyślnie wprowadzony chaos semantyczny spowodował, że zupełnie nie odpowiadają one temu, co z definicji uważa się za polityczną lewicę bądż prawicę). Jeśliby słuchać i czytać na poważnie większość polskich komentatorów sceny politycznej, to okaże się, że złowrogi Putin ma obsesję na punkcie Polski. Bez mała pół dnia roboczego zajmuje mu knucie spisków przeciwko naszej ukochanej Ojczyźnie, na całą resztę świata poświęcając niechętnie połowę dostępnego czasu. Okazuje się, że największą przyjemność prezydent Putin znalazł sobie w konstruowaniu różnego rodzaju najdzikszych prowokacji przeciwko naszemu mocarstwu w postaci... działań na Ukrainie (oraz czasami też w Polsce w ramach ukraińskich operacji „pod fałszywą flagą”), które mają na celu poróżnić nasze dwa nienawidzące się szczerze kochające się narody: a to jakiś „agent FSB” przywali („prawdopodobnie”) z granatnika w ambasadę polską w Łucku, a to inny „rosyjski agent” wymaluje jakieś głupie napisy gloryfikujące UPA na polskim cmentarzu itp. (Nota bene, dziwnym trafem władze ukraińskie nigdy żadnego nieznanego sprawcy nie złapały – prawdopodobnie ludzie ci posiedli umiejętność zapadania się pod ziemię...). Okazuje się, że naród ukraiński to dla Polaków najdoskonalszy naród na świecie – pozbawiony jest całkowicie elementów wrogich Polsce... Ale do meritum: we wszystkich sytuacjach przedstawia się Putina jako rzezimieszka, krwiopijcę, oszusta, agresora itp. Natomiast w kwestii katastrofy smoleńskiej w szerokich kręgach polskiego społeczeństwa z kompletnie nieznanych powodów uzyskał dyspensę. No bo chyba nikt się nie łudzi, że komisja MAK pod przewodnictwem światłej generał Tatiany Anodiny mogłaby wpisać choćby jedno zdanie do swojego raportu bez aprobaty złego Putina? No a jak wiadomo, raport Jerzego Millera opiera się na w przeważającej większości na ustaleniach komisji MAK. Co prawda wykazano jakieś drobne nieścisłości i zaniedbania ze strony rosyjskiej, ale chyba tylko w charakterze listka figowego. Tak więc ogólnie Putin to kłamczuch, ale jeśli chodzi o katastrofę smoleńską – jest czysty jak łza.

Taką to ciekawą „logiką” posługują się co poniektóre osoby pretendujące do miana intelektualnej soli tej ziemi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz